Shared space to idea, wg której miejska ulica należy zarówno do pieszego, jak i kierowcy. Bez znaków, świateł, nakazów i zakazów. W zgodzie z naturą ludzką.
Shared space, czyli przestrzeń współdzielona, powstała w głowie holenderskiego inżyniera ruchu Hansa Mondermana. Urodzony w 1945 roku Monderman ukuł koncepcję, która zakłada, iż człowiek, dając upust pewnym naturalnym odruchom, sam musi odnaleźć rytm miasta i funkcjonować w nim.
W wywiadzie dla „The New York Times”, podczas którego zabrał swoją rozmówczynię Sarah Lyall na skrzyżowanie zbudowane zgodnie z tą ideą, mówił tak:
– Kto ma tu pierwszeństwo? Nieistotne. Tu ludzie muszą znaleźć swoją własną drogę, negocjować, samodzielnie myśleć – tłumaczył, stojąc na skrzyżowaniu, tak różnym od tych, które znamy z polskich miast: bez znaków, świateł, pasów dla pieszych. Oraz chodników – cała przestrzeń ulicy była jedną płaszczyzną bez wyróżnionego miejsca dla pojazdów i dla ludzi. Mimo to ruch odbywał się płynnie i żaden z jego uczestników – ani piesi, ani rowery, ani solidne ciężarówki – nie wydawał się zdominowany. Gdy zaś Monderman wszedł na jezdnię, samochody uprzejmie zwolniły. Nikt nie zatrąbił. Żadne okno nie otworzyło się i nie wyjrzała z niego zaciśnięta pięść. Codziennie przejeżdża tędy 20 tys. aut.
Idea Shared space wdrożona została w Drachten (region Friesland) w Holandii i jest pomysłem Hansa Mondermana. Jak to działa? Sam twórca tłumaczy to mniej więcej tak: aby na ulicy było bezpieczniej i przyjemniej, należy przede wszystkim usunąć wszelkie atrybuty naszych ulic – światła, znaki ograniczające prędkość i nakazujące zatrzymać się, zwolnić i zwiększyć czujność, ale także muldy zwalniające, linie drogowe, zebry. Monderman uważał bowiem, że jedynie to, aby kierowcy patrzyli na pieszych, a nie na znaki, może zwiększyć bezpieczeństwo.
– Wszystkie te znaki zwracają się do kierowcy z hasłem: to twoja przestrzeń, a my zorganizowaliśmy ją tak, żebyś – jeśli tylko będziesz podążał za naszymi wskazówkami – był bezpieczny. Tak nie powinno być. – powiedział w wywiadzie dla „Timesa”.
Prototypowe skrzyżowanie w Drachten to miejsce, gdzie kierowca i pieszy są sobie równi. W opinii Mondermana schemat Shared space rozwija się tylko w połączeniu z dobrze zorganizowanym, dobrze regulowanym systemem autostrad.
Hans Monderman ulepszył nie tylko skrzyżowanie w Drachten. Podczas wycieczki po mieście pokazał dziennikarce „Timesa” wiele innych punktów, które dzięki jego działaniom zyskały. Pokazał, gdzie niegdyś były chodniki, a obecnie funkcjonują jedynie ułożone z kamieni „pobocza” na jednym poziomie z jezdnią. Gdy jego i jego rozmówczynię minęła starsza pani, Monderman skomentował:
– To miejsce publiczne, wspólne, dlatego gdy babcia idzie, zatrzymujesz się, bo tak robi normalny, przyzwoity człowiek – wyjaśnił.
Zanim Monderman został sławnym inżynierem-wizjonerem, nie znano go poza Holandią. Jego idee wypłynęły na szersze wody dzięki Benowi Hamiltonowi-Baillie’emu i jego pracom naukowym. Monderman pierwsze kroki w zawodzie inżyniera stawiał w latach 70. Holenderski rząd walczył w tym czasie z rosnącą ilością wypadków – powołano specjalne jednostki do walki z problemem. Monderman odpowiadał za bezpieczeństwo regionu Friesland. Na początku zwęził drogi, ozdobił je donicami z kwiatami, drzewami, wybudował nawet fontanny, by zniechęcić ludzi do szybkiej jazdy (co było realizacją zasady „traffic calming”, dziś znanej i szeroko stosowanej).
Pierwszą próbę stworzenia Shared space wykonał na niewielkiej miejscowości, która stała się przelotówką dla pędzących aut (6000 dziennie). Gdy Monderman usunął znaki i światła, a także chodniki, kierowcy zaczęli jeździć ostrożniej. W ciągu dwóch tygodni prędkość na tej drodze zmalała o połowę. Jak zaznaczał inżynier, na JEGO drogach nigdy nie było poważnego wypadku. Badania potwierdziły, że Shared space zwiększa bezpieczeństwo.
Hans Monderman zmarł w styczniu 2008 roku. Otrzymał honorowy tytuł doktora filozofii w planowaniu ruchu za wybitne osiągnięcia w swojej dziedzinie. W 2005 roku nominowano go do World Technology Award.
Pojawiły się próby wdrożenia Shared space w Hiszpanii, Danii, Austrii, Szwecji o Wielkiej Brytanii (i nie tylko). Unia Europejska spotkała się z grupą ekspertów, włączając w to Mondermana, celem opracowania modelu europejskiego.
Ucielesnieniem idei Holendra stało się niemieckie Bohmte; koszty usunięcia oznaczeń pokryła UE – bagatela, 1,2 mln euro. Przed tym zabiegiem w Bohmte dochodziło średnio do 50 wypadków rocznie. W pierwszym miesiącu od wprowadzenia systemu Shared space nie doszło tu do ani jednego.
Niestety, w Polsce nadal nie ma podobnych rozwiązań, choć i nad Wisłą tli się światełko nadziei – Łódź wypróbowuje obecnie schemat priorytetyzowania pieszych w ruchu drogowym: na jednym ze skrzyżowań zielone światło na pasach jest traktowane jako domyślne. Zarząd Dróg i Transportu zapowiada, że jeśli rozwiązanie się sprawdzi, wprowadzone zostanie m.in. na przejściach przy szkołach. Czy jednak stawianie pieszego ponad kierowcą nie jest swoistym zaprzeczeniem idei Mondermana? W Shared space nie ma przecież równych i równiejszych, ale może w kraju takim jak Polska wdrażanie trzeba zacząć z wentylem bezpieczeństwa.
Drachten w Holandii wraz z przykładami zastosowania idei Shared space jest bohaterem jednego z filmów, które powstają w ramach projeku Ekologia konkstruktywnie. Materiał zostanie pokazany na konferencjach na początku 2015 roku.
Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie Collegium Mazovia.
Źródła:
- Wikipedia.org
- „New York Times”, 22 stycznia 2005 r.
- Materiały projektowe